Uroczystość Wszystkich
Świętych.
(1 listopada)
Triumf Świętych.
Szczęśliwi ci, którzy weszli do niebieskiego
Jeruzalem, do lepszej ojczyzny! Zwyciężyli i
triumfują! Dzisiaj, w dzień uroczystości Wszystkich
Świętych winszujemy i cześć im składamy, pełni
podziwu i uszanowania. Przetrwali oni Golgotę ziemską;
teraz są u celu i żadna moc nie zdoła ich wyrwać z
ramion Boga. "A oni są w pokoju" (ks. Mądr.
3, 3). Lecz pokój ten nie bez trudu stał się ich
udziałem, zdobywać go musieli w twardym, nieustannym
boju. I dlatego właśnie podziwiamy ich, i winszujemy
im, bo wiernie wytrwali w walce. Święci byli takimi
ludźmi, jak my, z ciała i krwi. Niejeden z nich
opłakiwał ciężkie winy i niemałe występki. Ale
zwyciężyli, bo nie przestali walczyć i moc Bożą
czując w sobie, uszanowali działanie łaski
posiłkującej w duszy swej. Szli drogą, jaką Bóg im
wskazał, "nie zabrakło im serca, by ważyć się
na trud" (kardynał Newman), o ramię Boże się
oparli i pozwolili się prowadzić. Dążyli w życiu do
wielkiego celu, i osiągnęli go pracą wierną i
odwagą. My na tej samej kroczymy drodze - przez walkę i
zwycięstwo zdążamy do celu. Daleki on i niedosiężny
prawie. Im dalej kroczymy drogą do mety wiodącą, tym
lepiej poznajemy, jak wielki i szczytny nasz cel. Ale
też z każdym krokiem rośnie nasz rozmach w zwalczaniu
piętrzących się trudności. Z każdym krokiem
widnokrąg nasz się rozszerza i podnieca nas do dalszych
wysiłków. Piękność Boga roztacza swój czar i wabi
nas, im wyżej się wspinamy, tym obficiej nagradzają
nas coraz wspanialsze widoki, coraz nowe i coraz bardziej
zachwycające obrazy roztwierają się przed upojonym
wzrokiem naszym. Wspaniałość i bezkresna wielkość
Boga objawia się nam zarówno, czy okiem gonimy po
niezmierzonych przestworzach, czy też Go szukamy w
bezpośredniej bliskości. Jako istoty wyposażone w
zdolności intelektualne co chwila stykamy się z Nim,
który Sam jeden jest najgłębszą przyczyną bytu,
ruchu i życia. Do Niego rwie się dusza pędem
niepohamowanym. On jeden nasycić ją może - i
niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Nim.
Nie wolno nam się zatrzymać na połowie drogi, jeśli
nie chcemy narazić się na utratę zwycięstwa. Długa i
uciążliwa droga zniewala nas do ustawicznego wspinania
się. Lecz szczęśliwi ci, co z doliny łez ochoczo na
strome pną się szczyty. Odwagi! Ten, co dał chcenie,
da też wykonanie, i siła, należycie wyzyskana, nową
zrodzi siłę. Atoli pamiętajmy, że siła w małych
powinna okazać się rzeczach. Wierność w sprawach
drobnych była zawsze i pozostanie drogą do rzeczy
wielkich. Bierzmy więc zwycięsko jedną przeszkodę po
drugiej i baczmy, by żadna nie pozostała za nami
niezwalczona. Tylko w ten sposób zatriumfujemy na
szczycie - u celu!
Rok Boży w liturgii i
tradycji Kościoła świętego - Katowice 1931
góra
O świątyniach Pańskich.
Onego czasu, kiedy Zbawiciel nasz w niskości
ziemskiej pogrążony i ubóstwie, nie miał, gdzieby
głowę skłonił, choć świat cały Jego jest
własnością, kiedy jako wędrowiec bezdomny i wygnaniec
chodził po ziemi, nie było jeszcze stałego miejsca,
ani kościołów czy świątyń, gdzieby rozbrzmiewało
słowo nowej nauki. Gdy Zbawiciel przekroczyć raczył
progi chaty i przebywał pod jej gościnnym dachem, albo
gdy wstępował do łodzi, co kołysała się na falach
morza galilejskiego lub inne miejsce sobie wybrał, aby
przemawiać do ludzi i leczyć ich niedomagania duchowe i
cielesne, i gdy wtenczas ludzie, tęskniący za Bogiem i
łaknący zbawienia, cisnęli się do Niego, by
zaspokoić swój głód słowa Bożego, gdy grzesznicy
korzyli się przed Nim w oczekiwaniu łaski i
przebaczenia, i jak Magdalena, łzami pokuty skraplali
stopy Jego, a On otwierał skarby Swojego miłosierdzia i
hojną dłonią obsypywał niemi rozanielone dusze,
wtenczas miejsce, gdzie się właśnie znajdował, na
krótki czas przemieniało się na dom Boży, wyniesione
było do godności świątyni Pańskiej. Obecność Pana
Jezusa była zarazem miejsca tego poświęceniem, jego
konsekracją, słowa Pana najwspanialszym kazaniem. Lecz
Zbawiciel nie bawił długo w tej samej miejscowości,
opuszczał ją wnet, a z Nim opuściła ją też
hojność Jego łask. Pozostało u wiernych tylko rzewne
wspomnienie, że Pan Jezus raczył ją przez obecność
Swoją wyróżnić oraz głębokie przywiązanie i
cześć dla tych miejsc, gdzie dokonywały się cuda
łaski i potęgi Bożej.
Lecz wkrótce po Wniebowstąpieniu Pańskim spotykamy
już w gminach chrześcijańskich domy, które
przeznaczone były na służbę Bożą. Nie były to
pierwotnie gmachy osobne, publiczne, które by się i
zewnętrzną budową odróżniały od innych domów,
tylko mieszkania prywatne, gdzie chrześcijanie się
schodzili, wspólne odprawiali modlitwy, słowa Bożego
słuchali i w świętych tajemnicach udział brali.
Miejscem taktem był np. wieczernik, gdzie Chrystus Pan
po Zmartwychwstaniu częściej się zebranym uczniom
objawiał, i gdzie Duch święty zstąpił na
apostołów. Zwyczaj odprawiania nabożeństwa w domach
prywatnych przetrwał aż do czasów Konstantego
(początek czwartego wieku), choć pewnikiem jest, że
już w drugim i trzecim wieku w licznych prowincjach
rzymskiego cesarstwa istniały osobne kościoły
chrześcijańskie. Dopóki prześladowania krwawe
trwały, musiało jakiekolwiek miejsce służyć
chrześcijanom do służby Bożej. Dionizy aleksandryjski
(+ 264) pisze: "Gdy niebezpieczeństwo nas
przycisnęło, wtedy jakiekolwiek miejsce, czy pole lub
pustkowie, czy okręt, obora lub więzienie służyło
nam jako przybytek do spełniania świętych
tajemnic".
Dopiero od czasu, kiedy Konstanty edyktem
medjolańskim (313) zapewnił kościołowi wolność i
wierni swobodnie odprawiać mogli nabożeństwa swoje,
poczęto wznosić wszędzie piękne, często wspaniałe
świątynie, w których Pan nieba i ziemi zamieszkał
między ludźmi, "żeby być ich Bogiem, i żeby oni
byli ludem Jego" (Objawienie 21-4).
Według pojęć katolickich znaczenie świątyni jest
trojakie: przedstawia ona obraz Chrystusa Pana i
wiecznego Jego królestwa w niebie, bo jest w niej obecny
sam Bóg; przedstawia królestwo Boże w nas samych,
czyli jest obrazem chrześcijanina, bo w niej udziela
Bóg łask swoich, przedstawia wreszcie obraz widzialnego
Królestwa Chrystusowego na ziemi, bo w niej odbywają
się zebrania wiernych. Cel i znaczenie naszych
świątyń można także poznać z modlitwy, odprawianej
podczas uroczystego poświęcenia kościoła. Brzmi ona,
jak następuje: "Na wszystkich, którzy zwiedzają
dom ten, niechaj spłynie pokój, dostatek, trzeźwość
i skromność, obfite błogosławieństwo i
miłosierdzie. Wszelki smutek i wszelkie udręczenia
niechaj ustąpią z miejsca tego. Niedostatek, mór,
choroba, słabość i moc złych duchów niech będą
dalekie od niego - niech to sprawi Twoja święta, o
Boże, a nieustanna obecność, łaska Twoja niech
zapełnia wszystek dom ten, i niech w nim zamieszkają
radość, spokój i zgoda, szczęście, bojaźń Boża i
wszelkie błogosławieństwo. Ilekroć wzywać tu
będziemy imienia Twego, niech na nas spłynie obfitość
Twoich darów, ześlij anioła pokoju, czystości,
miłości i prawdy, aby nas chował od wszelkiego złego,
chronił i bronił przez Chrystusa Pana naszego".
Rok Boży w liturgii i
tradycji Kościoła świętego - Katowice 1931
góra
Uroczystość Wszystkich Świętych.
w kościele
Dzień Wszystkich Świętych jest ostatnim wielkim
świętem, wspólnym wszystkim katolikom na całym
świecie, jest niejako uroczystością pożegnalną roku
kościelnego. Lekcja i ewangelia tego dnia pięknie
objaśniają nam jej znaczenie.
W lekcji Jan św. opisuje w słowach najwspanialszych,
na jakie język ludzki zdobyć się może, niezliczone
mnóstwo świętych Pańskich wszystkich czasów,
których widział w zachwyceniu, i o których w
Apokalipsie powiada między innymi: "Widziałem
rzeszę wielką, której nikt nie mógł przeliczyć, ze
wszystkich narodów i pokoleń i ludzi i języków,
stojącą przed stolicą i przed oblicznością Baranka,
przyobleczoną w szaty białe, a palmy w ręku ich" (Obj. 7, 9).
I chociaż wszyscy byli w lśniących, białych szatach i
tą samą otoczeni byli wspaniałością, to jednak
święty prorok w świetle Bożym poznał wyraźnie, że
według ziemskiego pochodzenia swego należeli oni do
różnych nacyj i plemion.
Również ewangelia dobrana jest do charakteru
dzisiejszej uroczystości, wskazuje nam drogę, po
której krocząc święci zdobyli wstęp do niebieskiego
Jeruzalem. Ewangelia głosi nam cudownie piękną naukę
ośmiu błogosławieństw, którą czytając pewnego dnia
na wyspie św. Heleny Napoleon, tak był wzruszony i
przejęty, że nazwał ją najpiękniejszą kartą, jaka
kiedykolwiek na ziemi się ukazała. Jest ona niejako
orędziem Świętych Pańskich do chrześcijaństwa na
ziemi, w którym oni przysyłają nam z nieba
pozdrowienia, i głośno oznajmiają, że dobrze im tam,
że im na niczym nie zbywa, że niewysłowione
szczęście jest ich udziałem. Przeogromne to
szczęście wysławiają w najrozmaitszych zwrotach:
"Byliśmy ubodzy w duchu, teraz za to mieszkamy w
niebie; sam Bóg nas pocieszył, głód i pragnienie
duszy naszej On uśmierzył na zawsze; doznaliśmy
wiecznego miłosierdzia, oglądamy Boga twarzą w twarz,
dziećmi Jego jesteśmy; my, co ongiś prześladowania
cierpieliśmy, cieszymy się teraz nagrodą aż nazbyt
wielką w krainie wiekuistego pokoju. Jesteśmy
błogosławieni - po trzykroć, po ośmiokroć
błogosławieni!"
W Ofertorjum mszy św. z dnia "Wszystkich
Świętych czytamy: "Dusze sprawiedliwych są w
ręku Boga, i nie tknie ich ręka śmierci. Zdało się
oczom głupich, że umarli.... lecz oni są w
pokoju" (Ks. Mądr. 3, 1-3). Uroczystość ta w roku
kościelnym zajmuje właściwe miejsce. Ustanawiając dni
święte, Kościół trzymał się porządku Składu
Apostolskiego. Jak przy końcu tego składu jest mowa o
świętych obcowaniu, grzechów odpuszczeniu, ciała
zmartwychwstaniu i żywocie wiecznym, tak też Kościół
ustanowił uroczystość Wszystkich Świętych, która
nam przypomina te prawdy, przy końcu roku kościelnego.
W porządku świąt kościelnych zawsze ujawnia się
głęboka myśl i mistyczne znaczenie, właściwe
urządzeniom odnoszącym się do służby Bożej. Trzy
główne święta, - Boże Narodzenie, Wielkanoc i
Zesłanie Ducha św. - jakby trzy błyszczące brylanty,
zdobią złotą obręcz, przedstawiającą bieg roku
kościelnego, dokoła której uroczyste dni
poszczególnych świętych jak festony wspaniałe barwnym
wiją się kręgiem, już to w przebogatej rozmaitości,
już też w pełnej wyrazu skromności; między nimi
wyróżniają się święta Najświętszej Marji Panny,
najświętszego wzoru świętości i zarazem Matki łaski
Boskiej. W okresie wielkopostnym, kiedy pamiątka Męki
Pańskiej wysuwa się na czoło obchodów kościelnych,
dni uroczystych ku czci świętych prawie zupełnie
niema; natomiast, gdy Kościół przedstawia nam owoce
Męki Pańskiej i królestwo łaski, w świetnym
występują one łańcuchu, aby skoncentrować się i
zestrzelić w wielkiej uroczystości końcowej, w dniu
Wszystkich Świętych.
Rok Boży w liturgii i
tradycji Kościoła świętego - Katowice 1931
góra
Jak powstaje cześć świętych.
Proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny
Kościół jest matką świętych. Poza Kościołem
niema czci świętych. Żywot każdego świętego jest
obrazem cudownego współdziałania człowieka z obfitymi
łaskami Bożymi. Bóg wyróżnia wybrane osoby
szczególnymi darami, przez które życie ich jaśnieje
blaskiem heroicznych cnót. Niektórych świętych Bóg,
jakoby w nagrodę za ich wielkie poddanie się i
samozaparcie, wynosi darem cudów i proroctwa.
Święci są szczęściem i chlubą swoich narodów.
Bóg wynagradza nimi rody, w których żywię mocna wiara
i miłość, mimo nieprzyjazne nieraz warunki, w jakich
się znajdują. Każde pokolenie i każdy wiek ma swoich
świętych. Niestety blask ich świętości często się
nie rozchodzi, ponieważ otoczenie ich żyje w ciemności
grzechu i niewiary, ślepe jest na cuda Bożej
łaskawości. I w ewangelii czytamy, że Pan Jezus nie
chciał cudów czynić w mieście, w którym panowała
niewiara i zatwardziałość serc.
Jest tajemnicze prawo komunikowania się dusz
pobożnych z Bożymi wybrańcami. Ludzie pobożni,
niezaślepieni grzechem przeciwko Duchowi św.,
zazdrością łask Bożych, otaczają czcią za życia i
przy śmierci tych, których Bóg wybrał sobie w poczet
świętych. Stąd mówimy o nich, że umierają w opinii
świętości. Gdy ta cześć po ich śmierci trwa wśród
osób prywatnych wiernie i wytrwale, Bóg objawia
wreszcie Swoją wolę przez cuda, które się stają na
grobach, przy relikwiach albo za wstawiennictwem
czczonych. Jak długo ta cześć pozostaje w ramach czci
prywatnej, niezabronionej przez władzę duchowną,
mówimy o czczonym, że jest czcigodnym. Gdy w końcu na
usilne prośby wiernych biskup diecezji wszczyna
dochodzenia i wykaże się, że istotnie działy się
cuda, a osoba czczona odznaczała się cnotami w stopniu
heroicznym, może wnieść do stolicy apostolskiej o
rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Proces ten jest
bardzo surowy i dopiero po przeprowadzeniu niezbitych
dowodów na dwa przynajmniej cuda i na natarczywe prośby
błagających o to. Ojciec św. przyzwala na wszczęcie
procesu. Po długich badaniach, trwających nieraz
dziesiątki lat, następuje w korzystnym wyniku sprawy
ogłoszenie czczonej osoby błogosławioną. Jeżeli za
sprawą błogosławionego dzieją się przynajmniej dwa
nowe oczywiste cuda, kardynał-prefekt kongregacji
obrzędów otwiera proces kanonizacyjny, który po
uznaniu dowodów kończy się ogłoszeniem
błogosławionego świętym. Różnica między
błogosławionym a świętym jest ta, że
błogosławionego wolno czcić tylko w obrębie
określonego terytorium, tylko za zgodą Ojca św. można
na jego cześć stawiać ołtarze i kościoły. Święty
zaś jest czczony w całym Kościele, dzień jego
pamiątkowy jest obchodzony wszędzie w mszy św. i w
brewiarzu, posągi i obrazy jego noszą aureolę,
relikwie i ciało bywa wystawione ku publicznej czci.
W bardzo wyjątkowych wypadkach beatyfikacja i
kanonizacja następuje za zrządzeniem Bożym przy
objawie żywiołowej czci i niezliczonych cudów bardzo
wcześnie po śmierci świętego. Tak działo się ze
św. Franciszkiem z Asyżu, a za naszych czasów z św.
Teresą od Dzieciątka Jezus.
Stąd widzimy, jak nasza szczera pobożność może
się walnie przyczynić do pomnożenia zastępów
świętych. Nasz naród polski może się pochlubić, że
posiada szereg dostojnych świętych. W dniu św.
Stanisława męczennika śpiewa przecie Kościół:
Gaude, mater Polonia,
Prole fecunda nobili....
Raduj się, matko Polsko,
w szlachetne potomstwo bogata!
Rok Boży w liturgii i
tradycji Kościoła świętego - Katowice 1931
góra
"Matka świętych, Polska".
Gdy się uczymy historii Polski, to poznajemy
przeważnie tylko imiona królów i dzieje ich panowania,
ich bohaterskie czyny, ich mądre lub niedołężne
rządy, ich wojny i zdobycze wojenne. Tymczasem mało
sobie zdajemy nieraz sprawę, że oprócz królów i
rycerzy - mieliśmy wielkich, choć ukrytych bohaterów
ducha, którzy życiem świątobliwym, modlitwą,
umartwieniem ciała i miłosiernymi czynami wypraszali u
Boga łaski i zmiłowanie dla Polski, nawet w tych
czasach, gdy możni i królowie od Boga się odwracali.
Nie wszyscy z nas, nawet gorliwi katolicy, wiedzą,
jak wielu świętych, błogosławionych i świątobliwych
mężów i niewiast wydała ziemia polska.
Choć wspaniałe i godne podziwu są dzieła i żywoty
świętych na całym świecie, którzy tak ukochali Boga
i tak Mu zaufali, nieraz aż do potwierdzenia wiary swej
przez męczeństwo, - jednak szczególnie miłymi sercu
naszemu są wspomnienia o wielkich cnotach i dziełach
naszych polskich świętych. Istnieje dawna książka pod
tytułem "Matka świętych, Polska", ks.
Floriana Jaroszewicza, franciszkanina, w której on na
każdy dzień roku zamieszcza żywoty, nietylko tych
świętych polskich i błogosławionych, uznanych przez
Kościół święty, (z których również wielu
nieznanych jest ogółowi), ale również wybrał on z
roczników zakonnych i tych świątobliwych i
czcigodnych, którzy zmarli w opinii świątobliwości, a
dotąd nie są jeszcze przez Kościół uznani, gdyż nie
przeprowadzono dotąd procesu beatyfikacyjnego co do
nich.
Gdy się czyta, ilu ich było - i jakie były ich
zasługi, przeważnie ukryte skromnie w klasztorach, to
zachwyt ogarnia na myśl, jak wielu Polaków i Polek, od
najpierwszego zarania, gdy wiarę św. przyjęto w
Polsce, odznaczyło się nadzwyczajnymi cnotami, Bogu tym
cześć i chwalę wielką oddając.
Chciałoby się ich wszystkich wymienić, dodawszy
jeszcze tych nowych, którzy przybyli do tego świętego
grona. Kilku chociaż najbardziej znanych i
najgorliwszych wyliczymy, nie przesądzając w niczym, co
Kościół św. o nich kiedyś orzeknie.
Z dawniejszych czasów znana, obecnie zasłynęła na
nowo wielebna matka Teresa Marchocka. Żyła ona w XVII
wieku - urodziła się w Krakowie w 1603 r. W
dzieciństwie uratował ją Bóg od wielu
niebezpieczeństw, w których mogła życie utracić.
Była bardzo rozwiniętą i mądrą już w dzieciństwie
i tak mówiła: "Ja będę panną wielką, znajdę
skarb i kościoły będę budować". W piątym roku
życia przystąpiła do spowiedzi, a w siódmym do
komunii św. Młoda jeszcze wstąpiła do klasztoru
karmelitanek bosych. Miewała sama nieraz objawienia
tajemnic Męki Pańskiej; miała też dar czytania w
sercach ludzkich i przepowiadana przyszłości. Modlitwy
jej wiele wyjednywały łask u Boga, a gorąca wiara jej
i miłość ku Bogu sprawiły, że została obdarzona
stygmatami na pamiątkę pięciu ran Pana Jezusa,
podobnie jak św. Franciszek z Asyżu. Z uwielbieniem
wpatrywała się wciąż matka Teresa Marchocka w krzyż
Chrystusowy, mówiąc: "Krzyż Panie Jezu Twój,
niech będzie żywot mój!" - Królowie, królowe i
ludzie wszystkich stanów rady jej zasięgali. Zmarła 19
kwietnia 1652 r. w Krakowie. Ciało jej przechowało się
dotąd w czci wielkiej w klasztorze karmelitanek,
nietknięte zepsuciem; wiele cudów przy grobie jej się
działo, a ss. karmelitanki robią starania o jej
beatyfikację i proszą o modlitwę na tę intencję.
Dalej mamy prześliczny żywot świątobliwej Wandy
Malczewsklej, urodzonej w Radomiu w 1822 r. a zmarłej w
1896 r. w Parznie. Była osobą świecką, ale
tercjarką; życie prowadziła oddane Bogu i dobrym
uczynkom. Była to wybrana dusza, miłowana przez Boga,
który dawał jej niezwykłe łaski, objawiając jej
Mękę Swoją w widzeniach, powtarzających się co
piątek i w Wielkim Poście, a także dając jej
napomnienia co do Polski i jej przyszłości jeszcze za
czasów niewoli.
Natchniona duchem Bożym mówiła Wanda te słowa:
"Polsko, ojczyzno moja, upadnij do nóg Panu
Jezusowi, który ci wolność powróci". Przez usta
jej Pan Jezus dawał Swe nakazy dla nas: aby czcić Go,
szczególnie ukrytego w Najświętszym Sakramencie, aby
Matce Najświętszej cześć oddawać i aby Polska
broniła jak dawniej wiary świętej: "Polskę
kocham, bo to Moje królestwo... nie zapomnę o
was", mówił Pan Jezus w objawieniu do
świątobliwej Wandy.
Widzimy więc, jak konieczne są starania (i są już
osoby, co je rozpoczęły, tylko należy zbierać fundusz
ze składek) o beatyfikację, a potem kanonizację tej
czcigodnej Polki. Prośmy ją, aby była patronką i
orędowniczką Polski w niebie. Życie jej opisał ks.
Augustyniak, który ją znał jeszcze.
Następnie nie możemy zapominać o naszym wspaniałym
apostole trędowatych, świątobliwym ks. Janie Beyzymie
T. J., który życie swe poświęcił leczeniu, a
głównie nawracaniu do Boga najnieszczęśliwszych ludzi
na świecie, trędowatych, których ciała są pokryte
wrzodami, ohydne i wstrętne, a którymi wszyscy gardzą
i odpędzają ich. Był to bohater prawdziwy, - cały
miłością Bożą przejęty, - pokorny niezmiernie i
świątobliwy; według opinii ludzkiej godny stanąć w
rzędzie najświętszych świętych.
Urodził się 15 maja 1850 na Wołyniu, umarł,
zarażony trądem od tych, którym życie poświęcił, -
12 października 1912 r. na Fianarantsoa na wyspie
Madagaskarze. Módlmy się, aby wkrótce wyniesiony
został na ołtarze, o ile to będzie zgodne z wolą
Bożą i Kościoła św.
A czyż nie znamy bohaterskiej postaci Marji Teresy
Ledóchowskiej, która całe życie swoje poświęciła
misjom, szerzącym wiarę św. wśród pogan? Każdą
chwilę życia swego poświęcała ona tej pracy, aby
przyśpieszyć panowanie królestwa Bożego na ziemi.
A tak nadzwyczajny miłośnik Boży, jak Brat Albert
(Adam Chmielowski)! Ten znów cały się oddał ubogim w
Krakowie, nieustannie dbając o ich lepszy byt
materialny, a głównie o ich dusze. Zajął się w
Krakowie przytułkami noclegowymi, gdzie nieraz straszne
się działy rzeczy, nędza niewypowiedziana, brud i
niechlujstwo, a co za tym idzie - zbrodnie i niemoralne
życie. Praca nad tym, aby naprawić i uleczyć tę
wielką niesprawiedliwość - stała się celem życia
brata Alberta. Potem inni ludzie zacni zaczęli go
naśladować, tworząc zgromadzenie braci albertynów i
sióstr albertynek, Bogu calem sercem oddane.
Wśród trudności naszego życia na ziemi, w naszych
kłopotach i troskach - zapominamy nieraz o tym, co
najważniejsze, nie widzimy naszego jedynego celu,
którym jest Bóg. Otóż te święte, błogosławione
dusze są jak pochodnie jasne, co nam drogę wskazują;
one są też jak prawdziwe "kwiaty Bożego
ogrodu", których woń miłą jest Panu; one gniew
Boży przeciwko nam uśmierzają. Przykład ich życia i
czynów odrywa nas od ziemi, od tych naszych drobnych,
często śmiesznych i samolubnych spraw, i unosi wyżej,
w krainę doskonałości, poświęcenia i bohaterstwa.
Święci znali, bardziej niż my, wielkość i
wspaniałość Boga, - dlatego służyli Mu z ufnością,
dlatego nie tylko unikali grzechu, ale starali się dla
chwały Bożej jak najwięcej dobrego czynić, a w
każdej chwili życia doskonalić się i umartwić, aby
zwalczyć w sobie złe instynkty i pokusy. Za to teraz po
ich śmierci, wierząc obietnicom Bożym i opierając
się na cudach, które na wezwanie świętych Bóg czyni,
- podziwiamy nagrodę, otrzymaną przez nich w niebie, i
wyobrażamy sobie, choć nieudolnie, to szczęście i
radość bez granic, którą oni w niebie posiadają.
Idąc też w siady świętych, a szczególnie
naśladując i wzywając przyczyny tych naszych
najmilszych patronów i patronek polskich, - nie tylko
udoskonalimy się sami, nietylko pomnożymy chwałę
Bożą - ale i tu już na ziemi zaznamy pokoju duchowego,
którego nikt, prócz Boga, dać nie może.
Rok Boży w liturgii i
tradycji Kościoła świętego - Katowice 1931
góra
C. D. 
|