2 kwietnia
Żywot świętego Franciszka z Pauli,
założyciela zakonu
(Żył około roku Pańskiego 1464)
Włochy bez wątpienia przodują całej Europie
pięknością natury. Po całym kraju rozsiane są gaje
cytrynowe i lasy pomarańczowe, bujne łany pokrywają
doliny, a wspaniałe winnice na stokach gór rozweselają
krajobraz swoją zielenią. Przez cały półwysep z
północy na południe ciągnie się pasmo gór zwanych
Apeninami. W nich to wielu szukało dawniej ukrycia przed
ludźmi, aby być jawnymi przed Bogiem.
Włochy były długo podzielone na kilka królestw,
księstw i rzeczpospolitych. Największym z królestw
było neapolitańskie. Dzisiaj go już nie ma, bo
przewrót, który nastąpił we Włoszech w roku 1870,
wymazał z karty geograficznej wszystkie włoskie
państwa dzielnicowe. Na obszarze tego dawnego królestwa
neapolitańskiego leży miasteczko Paula, które wydało
męża słynniejszego, a w każdym razie więcej
zasłużonego od świeckich rycerzy, choćby nawet cudami
męstwa się wsławili. Rodzice świętego Franciszka
byli ludźmi pobożnymi i gorliwie starali się
zaszczepić w sercach swoich dzieci ziarno wiary św.
Kiedy spostrzegli że Franciszek ma dziwny pociąg do
świątobliwości, trwa na modlitwie w ustronnych
miejscach i okazuje wielką skłonność do postów,
poślubili go Bogu, a gdy miał lat trzynaście, oddali
go do klasztoru świętego Marka. W klasztorze tym
spędził Franciszek bez ślubów cały rok, po czym
przyzwał do siebie rodziców i prosił ich, aby mu
pozwolili odwiedzić relikwie świętego Franciszka z
Asyżu oraz pomodlić się na innych miejscach. Rodzice
nie tylko chętnie na to przystali, ale sami puścili
się z synem na pielgrzymkę, nie bacząc na trudy
dalekiej drogi. Wróciwszy z tej pielgrzymki osiadł
Franciszek w domu, trudniąc się pracą ręczną,
poszcząc i modląc się ustawicznie. Oprócz tego
chodził po całej górzystej prowincji Kalabrii i
nauczał ludzi. Pielgrzymki te odbywał boso, mimo to
jednak, chociaż chodził po ostrych kamieniach i
cierniach, nigdy nóg nie skaleczył. Pan Bóg dał mu
też osobliwy dar wymowy, tak że nikt nie mógł się
oprzeć jego słowom, jak również nikt nie odchodził
bez pociechy.

Święty
Franciszek z Pauli
Za natchnieniem Ducha świętego zaczął Franciszek
budować kościół w miasteczku rodzinnym, chociaż
wcale nie miał na to pieniędzy. Nie zwlekając, wybrał
stosowne miejsce na budowę, zakreślił granice
fundamentów i sam zaczął je kopać. Sąsiedzi, widząc
to, chcieli się przyczynić także do chwały Bożej i
zaczęli znosić cegły, drzewo i inne materiały. Tym
sposobem wnet powstały fundamenty, a wkrótce i mury
były gotowe.
Gdy kościół stanął, Pan Bóg uwielbił w nim
Franciszka, bo świątobliwy czartów wyganiał,
obłąkanym rozum przywracał, ślepym, chromym, głuchym
i niemym cudownie pomagał. Co więcej, wskrzeszał
umarłych, albo tych, których za umarłych poczytywano.
Pewnego razu przybył do Franciszka Jakub z Tarsji,
bardzo ciężko chory na wrzód na samym kolanie.
Franciszkowi także na razie zdawało się, że wrzód
jest nieuleczalny, kazał jednakże Jakubowi mieć mocną
wiarę, a sam posłał braciszka do ogrodu po jakiś
liść, po czym upadł przed krzyżem i modlił się,
prosząc o zdrowie dla chorego. Wstawszy, posypał wrzód
jakimś proszkiem, przyłożył liść i kazał choremu
wracać do domu. Po pewnym czasie rzekł Jakub do żony,
która mu towarzyszyła: "Zdaje się, że mi jakoś
lepiej!", po czym zsiadł z konia i ukląkł, a nie
uczuwszy bólu, poznał, że został uzdrowiony.
Innego razu przyprowadzili jacyś rodzice nieme
dziecko przed kościół, który właśnie budowano, i
położyli przed Świętym, aby je uzdrowił. Rzekł tedy
do nich: "Wymówcie ze mną po trzykroć najświętsze
Imię Jezus, a niemy powtórzy je za nami!" Istotnie,
gdy z głęboką wiarą zawołali po trzykroć
"Jezus", także niemy powtórzył to słowo wyraźnym
głosem i odtąd począł mówić.
Niewidomej córce Antoniego Kalatyny, także z Pauli
pochodzącego, przyłożył święty Franciszek na oczy
jakieś ziółko i przywrócił jej wzrok, przeżegnawszy
ją krzyżem.
Mimo tylu cudów znalazł święty dobroczyńca
przeciwnika w uczonym bernardynie Antoniuszu, który
jawnie występował przeciw niemu, za to, że będąc
laikiem śmie z jakichś ziółek robić lekarstwa i w
Imię Pana przyobiecywać chorym zdrowie. Ponieważ
Antoniusz publicznie to wypowiedział, przeto starsi
posłali go do Franciszka, aby się z nim rozmówił.
Przybywszy na miejsce począł gromić Świętego,
wymawiając mu brak nauki i bezwstyd, Święty jednak
wcale się nie obruszył, lecz przystąpił do ognia i
wziął rozpaloną głownię w gołe ręce, a gdy nie
odniósł żadnej szkody, Antoniusz, który zresztą nie
był człowiekiem upartym, uznał że ma przed sobą
Świętego, padł mu więc do nóg i poty nie chciał
wstać, póki nie otrzymał jego błogosławieństwa. Jak
dawniej jawnie występował przeciw Świętemu, tak teraz
był dla niego pełen zapału, odwoławszy bowiem swój
błąd w kościele z ambony, zaczął sławić jego
świątobliwość.
Pewnego razu robotnicy, którzy palili wapno na
kościół, oświadczyli Świętemu, że piec już
dłużej ognia nie wytrzyma. Święty kazał przerwać
pracę, a gdy odeszli by się posilić, wszedł w piec
pełen ognia, naprawił go i wyszedł całkiem
nieuszkodzony. Gdy innym razem dwu robotników zostało
przytłoczonych walącym się murem, Święty przybył na
miejsce i kazawszy odwalić kamienie wydobył obu
zasypanych żywych i zdrowych.
Franciszek, wybudowawszy wielki klasztor, nadał mu
regułę, którą mu podyktował Duch święty. Potem
założył jeszcze wiele klasztorów w rozmaitych
okolicach, nawet za morzem. Pewnego razu musiał udać
się na wyspę Sycylię; towarzyszył mu jeden z braci
zakonnych, imieniem Tomasz. Gdy przyszli na wybrzeże i
chcieli wsiąść na jakiś okręt, kapitan nie chciał
przyjąć na pokład ubogo wyglądających pielgrzymów,
jeśli z góry nie zapłacą za przejazd; że zaś św.
Franciszek nie miał pieniędzy, nie przyjęto ich i
okręt odpłynął. Franciszek nie stracił otuchy,
ukląkł na brzegu morskim i zaczął się żarliwie
modlić. Powstawszy, rozpostarł swój płaszcz na falach
morskich, płaszcz zakonnika przymocował do swego kija
jako żagiel, po czym wsiedli obaj na tę osobliwą
łódź i pożeglowali ku Sycylii. Na szerokim morzu
spotkali okręt, który ich nie chciał zabrać. Tak
kapitan, jak i majtkowie, nie mogąc wyjść z
podziwienia, prosili, aby weszli na okręt, ale Święty
miał więcej ufności w Bogu, aniżeli w okręcie
choćby najmocniej zbudowanym.
Rozliczne cuda św. Franciszka słynęły nie tylko we
Włoszech, ale i w innych krajach. Dowiedział się o
nich również Ludwik XI, król francuski. Był on
wówczas ciężko chory i żal mu było życia i korony,
a sama myśl o śmierci napełniała go zgrozą,
przyobiecał zatem swemu lekarzowi 10.000 talarów
miesięcznie, jeśli go utrzyma przy życiu. Gdy mimo to
coraz bardziej tracił siły, udał się do Boga, kazał
zarządzić publiczne modlitwy, procesje, pielgrzymki, a
nawet kazał wnieść do swego pokoju relikwie
Świętych, wszystko to jednak nic nie pomagało. Wtedy
wyprawił do świętego Franciszka posła z prośbą, aby
przybył i uzdrowił go, obiecując za to tyle złota i
srebra, ile będzie chciał, lecz Święty z pogardą
odrzucił te dary. Zrozpaczony król napisał do cesarza
rzymskiego, aby go skłonił do podróży do Francji, ale
święty Franciszek odpowiedział, że nigdy żadnemu
królowi na rozkaz cudów nie czynił, ani też czynić
nie będzie, zwłaszcza kiedy chodzi o niskie cele, nie o
mocną wiarę. Wtedy król napisał do papieża Sykstusa
IV, który nakazał świętemu zakonnikowi, aby pojechał
do niego.
Posłuszny rozkazowi udał się do króla, który
przyjął go z największą czcią, a nawet padł mu do
nóg i błagał o przedłużenie życia. Łagodnie, lecz
poważnie odpowiedział Święty: "Najjaśniejszy
Panie, my ludzie musimy się poddać woli Bożej; w Jego
ręku leży nasze życie i nasza śmierć, a kusić się
o zbadanie tajemnic Boskich, gdy tego Bóg nie objawił,
byłoby czymś więcej niż płochością!" Król
umieścił świętego w swoim pałacu i często z nim
rozmawiał, co obudziło gwałtowną zazdrość w
nadwornym lekarzu królewskim. Za jego wpływem
postanowił Ludwik doświadczyć cnotę świętego
Franciszka. W tym celu posłał mu wspaniałą zastawę
stołową ze złota i srebra, ale Święty oddał ją
natychmiast, mówiąc: "Biedny pustelnik i z drewnianej
misy głód zaspokoi". Następnie posłał mu król
figurę Matki Boskiej z czystego złota, wartości 17.000
dukatów, ale Święty i ten dar odesłał, powiadając:
"Nie mam nabożeństwa ani do srebra ani do złota,
lecz do Królowej Niebios, której obraz na zwyczajnym
papierze tak mi jest miły jak złoty". Potem
przysłano mu najsmaczniejszych potraw, ale Święty nie
tknął ich i kazał powiedzieć królowi, że jego
żołądek jest przyzwyczajony do starych śledzi,
korzonków i wody źródlanej. Wreszcie król sam udał
się do Świętego i z przyjacielskim uśmiechem
wręczył mu pełną torbę złota na jego klasztor.
Święty, który zrozumiał podstęp króla, rzekł
poważnie: "Najjaśniejszy Panie, byłoby lepiej,
gdybyś zamiast dawać jałmużny z obcego dobra,
zwrócił niesprawiedliwie wydarte majątki, i nie
uciskał ludu podatkami, których on zapłacić nie
może". Król zamyślił się - powaga tych słów
przeniknęła go do głębi duszy; odtąd nazywał
Franciszka "dobrym człowiekiem", z czego później
powstał zwyczaj, że i o najmniejszych braciszkach
zakonnych mówiono, że to "dobrzy ludzie".
Przez zbawienne napomnienia i prośby zmienił
święty Franciszek usposobienie króla tak dalece, że
ten udał się do miłosierdzia Boskiego i spokojnie
umarł na rękach Świętego, w dniu przez niego z góry
oznaczonym. Następca jego Karol VIII nie puścił
świętego od swego boku, chociaż wiedział że tęskni
za swą pustelnią. Wybudowawszy mu wspaniały klasztor,
odwiedzał go codziennie, zasięgał jego rady, a nawet
prosił, aby mu trzymał dziecko do chrztu, iżby je
mógł nazwać "synem Ojca Franciszka". Także Ludwik
XII, następca Karola, nie chciał puścić Świętego ze
swego domu, wiedząc, jak obfite królewskiej rodzinie i
państwu błogosławieństwa u Boga wyjednywa.
Przeżywszy 10 lat we Francji, wrócił św.
Franciszek do swej pustelni. Mając lat 81, uczuł że
zbliża się koniec i trzy miesiące przed śmiercią
zamknął się w swej celi, aby rozważać wieczność. W
Wielki Czwartek roku 1508 zgromadził w zakrystii swych
braci zakonnych, napomniał ich, zobowiązał do
zachowania reguły, wyspowiadał się, a potem boso, z
postronkiem na szyi przyjął Komunię św. Nazajutrz,
dnia 2 kwietnia roku Pańskiego 1508 zakończył tak
zbawienny dla ludzkości żywot.
Nauka moralna
Święty Franciszek dał swym klasztorom trzy reguły,
jedną dla zakonników, jedną dla świeckich, a oprócz
tego, jako czwartego ślubu, wymagał umartwienia ciała
postami. Widzimy z tego, jak wielce szanował prawo
kościelne o postach, że je nawet przez ślub
obostrzył. Miał on wielki szacunek dla postów, do
których jest zobowiązany każdy katolik od 21 roku
życia, z wyjątkiem czasu choroby lub bardzo ciężkiej
pracy. Jeżeli już dawniej wstrzymywanie się od mięsa
było w Kościele o wiele ściślej zachowywane, aniżeli
my teraz posty zachowujemy, to byłoby podwójnie
niesprawiedliwie, gdybyśmy chcieli stać się winnymi
oziębłości albo lekkomyślności w zachowywaniu tego
przykazania kościelnego. Smutną zaiste jest rzeczą,
że tylu chrześcijan przykazanie to przestępuje, a
nawet nieuszanowanie tego przykazania zaledwie poczytuje
sobie za winę. Nie naśladujmy tak złego przykładu i
nie zwódźmy sami siebie, tworząc i wymyślając
sztuczne powody, zachęcające do lekceważenia tego
przykazania kościelnego. Zawstydźmy raczej oziębłych
i stroniących od umartwień chrześcijan przez radosne
wykonywanie kościelnego rozporządzenia, niekiedy nawet
sami nałóżmy post na siebie, aby umartwić ciało.
Umartwienia są do postępu w dobrym nader pożyteczne. "Modlitwę z postem i z jałmużną
więcej niźli skarby złota chować" (Tob.
12,8).
Modlitwa
Panie, któryś świętego Franciszka tak wielkim
umiłowaniem postu obdarzyć raczył, daj nam wszystkim,
abyśmy przykazanie to zawsze chętnie i z pobożną
wiernością wykonywali. Amen.
św. Franciszek z Pauli, założyciel zakonu
urodzony dla świata 1427 roku,
urodzony dla nieba 2.04.1508 roku,
wspomnienie 2 kwietnia
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937r.
<< wywołanie
menu święci i błogosławieni
|