13 lutego
Żywot świętego Klemensa,
biskupa i Męczennika
(żył około roku Pańskiego 250)
Było już wielu Męczenników, którzy
najokrutniejsze męki ponosić musieli, lecz żaden z
nich nie był tak długo męczony jak św. Klemens.
Męczeństwo jego trwało bowiem lat dwadzieścia i
osiem.
Urodził się na początku czwartego wieku w Ancyrze,
mieście położonym w ówczesnej Galacji, z ojca
poganina, którego żona, imieniem Zofia, mimo
najgorliwszych starań nie zdołała przywieść do
światłości i prawdy Chrystusowej. Umarł on też jako
poganin, natomiast jego syn został wychowany w
prawdziwej wierze i głębokiej pobożności. Matka,
umierając, zaleciła mu, aby się starał o koronę
męczeńską, albowiem jego zasługi i jej zdołają
przyczynić szczęścia wiecznego.
Osierocony Klemens, wówczas jeszcze bardzo młody,
dostał się w opiekę zacnej matrony, imieniem także
Zofii. Właśnie w tym czasie nastał wielki głód w
Galacji; chrześcijanie wspierali wprawdzie nie tylko
siebie wzajemnie, lecz także swych bliźnich
pogańskich, w końcu jednak wszystko to nie
wystarczyło. Doszło do tego, że jedni z pogan zabijali
i jedli własne dzieci, inni znowu porzucali je, nie
mogąc ich wyżywić. Chodził tedy Klemens i zbierał
porzucone dziatki, a opiekunka jego, Zofia, wychowywała
je. W ten sposób dom Zofii stał się prawdziwym
ogniskiem chrześcijańskiej miłości, a Klemens jej
wykonawcą. To było też powodem, że chrześcijanie
Ancyry obrali młodziutkiego, 20 lat zaledwie liczącego
Klemensa, swoim biskupem.
Bóg wielbi siebie w swych Świętych i uwielbił też
w Klemensie. Aczkolwiek nowo obrany biskup był jeszcze
młody, jednakże za Bożą pomocą posiadał dojrzały
rozum, sprawował też swój święty urząd z wielkim
pożytkiem Kościoła i wiernych. Właśnie w tym czasie
cesarz Dioklecjan nakazał prześladowanie chrześcijan.
Starosta tamtejszy, tygrys w ludzkim ciele, zaciekle
tropił wyznawców Chrystusa i okrutnie mordował.
Dowiedziawszy się wreszcie o Klemensie, kazał go
niezwłocznie schwytać i przyprowadzić na sąd. Na
wezwanie, by się pokłonił pogańskim bożkom,
odpowiedział Klemens, że będąc chrześcijaninem,
może tylko prawdziwemu Bogu służyć i kłaniać się.
Wtedy kazał go starosta rozciągnąć na palach i
szarpać ostrymi hakami. Oprawcy z całą surowością
wzięli się do dzieła i tak straszliwie pokaleczyli
Świętego, że pokazały się nagie kości, ale Pan Bóg
uzbroił go w taką cierpliwość, że ani jednym
okrzykiem ni jękiem nie okazał jak strasznie cierpi. Po
długiej męczarni, kiedy już nawet kaci nie mogli
znieść widoku jego ran, kazał go zdjąć z pali i
zaczął go na nowo nakłaniać do bałwochwalstwa.
Klemens dał mu teraz tak stanowczą odprawę, że go
pobudził do jeszcze większej zaciekłości. Kazał go
tedy starosta bić srodze po twarzy i odnieść do
ciemnicy. Sądzono, że po takim katowaniu Klemens
będzie prawie martwym, on jednak powstał i o własnej
sile poszedł do więzienia. Widząc to starosta
wykrzyknął: "Co to za moc ciała i duszy u tego
człowieka! Gdyby cesarz miał takich żołnierzy, świat
cały by zawojował!"
Przekonawszy się że żadne męki nie zdołają
Klemensa odwieść od Chrystusa, odesłał go do Rzymu do
samego cesarza Dioklecjana. Ten po długich namowach
kazał go na nowo wziąć na męki. Bito go tedy najpierw
żelaznymi prętami, a potem podruzgotano mu kości, ale
Pan Bóg natychmiast go uzdrowił. Na widok tego cudu
wielu Rzymian uwierzyło w Chrystusa i przychodzili do
więzienia Klemensowego, a on ich chrzcił i nauczał.
Wszystkich tych nowo nawróconych kazał cesarz pojmać i
pozabijać, z wyjątkiem młodzieńca Agataniela,
którego Bóg na większe uwielbienie zachować raczył.
Gdy i późniejsze męczarnie nie zdołały zachwiać
stałości Klemensa, Dioklecjan odesłał go do Nikodemii
do swego współrządcy Maksymiana, który umiał jeszcze
sroższe męczarnie wymyślać. Towarzyszył Klemensowi w
tej: podróży Agataniel. Do Nikodemii trzeba było
płynąć przez morze. Gdy przybyli do wyspy Rodos,
biskup tamtejszy prosił żołnierzy, by puścili
Klemensa i Agataniela w celu odprawienia Mszy świętej.
Żołnierze zgodzili się na to. Św. Klemens udał się
wraz z towarzyszem na ląd, a odprawiwszy Mszę św.
powrócił na okręt.
Maksymian, dowiedziawszy się z listów o wielkim
sercu Klemensa, nie chciał sam narażać się na
zawstydzenie, przeto tak Klemensa jak i Agataniela oddał
w moc niejakiemu Agrypinowi, człowiekowi okrutnemu i
srogiemu. Ten kazał Męczenników bić suchymi żyłami,
a następnie rzucić lwom na pożarcie, ale dzikie bestie
pokładły się spokojnie u nóg Świętych. Wtedy kazał
Agrypin kłuć Męczenników po całym ciele ostrymi,
rozpalonymi żelazami. Męczeństwo to było tak srogie,
że oburzyli się nawet poganie i zaczęli rzucać
kamieniami tak na oprawców, jak i na Agrypina.
Przerażony okrutnik uciekł, obaj zaś Święci
uwolnieni przez pogan schronili się na wysoką górę.
Agrypin, dowiedziawszy się o ich schronieniu, posłał
tam oddział żołnierzy i kazał Świętym pogruchotać
kości. Oprawcy wsadzili Klemensa i Agataniela w wory i
strącili ich ze stromej góry w morze. Wszyscy sądzili,
że Święci już nie żyją, toteż kilku chrześcijan
puściło się łodzią na morze, aby odszukać ich
ciała. Wyłowili istotnie oba wory, jakże się jednak
zdziwili, gdy Święci wyszli zdrowi, weseli, bez
żadnego znaku uszkodzenia. Zaraz też obaj wrócili
śmiało do miasta i publicznie na rynku głosili
chwałę Jezusa Chrystusa. Agrypin przeląkł się i już
ich nie męczył, lecz posłał ich pewnemu księciu
nazwiskiem Kurycjusz.
Książę ten nie pastwił się długo nad
Męczennikami, ale za to tak okrutnie, że podobne męki
chyba szatan mógł mu podszepnąć. Najpierw kazał
obydwu, Klemensa i Agataniela, zawiesić na palach,
przypiekać im boki rozpalonymi blachami i bić suchymi
żyłami. Gdy to nie pomogło, polecił św. Klemensowi
wsadzić na głowę rozpaloną żelazną przyłbicę, ale
Męczennik począł się spokojnie modlić, mówiąc:
"O wodo żywa, i zbawienny deszczu, spuść się na
nas! Wybawiłeś z wody, wybaw i z ognia sługi Twoje!"
W tej samej chwili przyłbica ostygła. Książę,
widząc ten cud, wielce się zdumiał, a że czuł
litość dla Męczenników, kazał ich odprowadzić do
więzienia. Zastanowiwszy się, doszedł do przekonania,
że nie złamie stałości Świętych, odesłał ich
przeto do Domicjusza w mieście Amazenie. Ten kazał obu
bojowników za wiarę wrzucić w niegaszone wapno. Dwaj
żołnierze, których na drugi dzień posłano, by
wydobyli trupy z wapna, znaleźli Świętych
nienaruszonych i pod wpływem tego cudu sami zostali
chrześcijanami. Domicjusz obu kazał ukrzyżować, a
chcąc za wszelką cenę złamać Klemensa i Agataniela,
kazał im drzeć pasy z pleców, potem zaś osieczonych
rózgami położyć w rozpalone żelazne łóżko.
Męczennicy zasnęli w nim, tak że widzowie sądzili,
że pomarli, toteż wszyscy byli wprost przerażeni, gdy
ich wyjęto żywych i zdrowych. Domicjusz tak się tym
zniechęcił, że odesłał ich do Maksymiana, który
przez dzień i noc trzymał ich w piecu ognistym, a gdy
ogień nie uczynił im żadnej szkody, skazał świętych
mężów na 4 lata więzienia.
Nie było to ostatnie męczeństwo, gdyż okrutnicy i
później nawzajem posyłali sobie Świętych i katowali
ich, piekli rozpalonymi blachami, aż wreszcie odesłali
ich do rodzinnego miasta Ancyry, do starosty Lucjusza.
Ten kazał Agataniela najpierw męczyć w ogniu, a potem
ściąć, Klemensowi zaś polecił codzień siec głowę
rózgami, od czego Święty ustawicznie był krwią
zbroczony. Wreszcie udało się dawnej opiekunce
Klemensa, Zofii, uprowadzić Męczennika z więzienia i
zanieść do kościoła. Odprawiwszy Mszę świętą
właśnie udzielał wiernym Komunii świętej, kiedy
wpadli oprawcy i ścięli go przy ołtarzu. Stało się
to około roku Pańskiego 250.
Nauka moralna
Jak święty Klemens dał nam piękny przykład
wytrwałości, tak matka jego dała wszystkim rodzicom
przykład gorliwości w wierze. Wychowała syna swego w
pobożności i cnotach, a umierając wezwała aby
całkiem oddal się służbie Bożej i obrał stan
duchowny. Chciała nie tylko sama służyć Chrystusowi,
ale pragnęła i syna swego widzieć w służbie Boga,
którego nade wszystko miłowała. Klemens znowu dał
wszystkim dzieciom przykład posłuszeństwa, gdyż
napomnienia matki były dla niego święte, chociaż już
się z tym światem była rozstała. Fundamentem
późniejszej wytrwałości świętego Klemensa było w
głównej mierze wychowanie w prawdziwej religijności i
pobożności. Niewszystkie matki chrześcijańskie mogą;
swych synów wychować na kapłanów, ale wszystkie mogą
i powinny wychować ich religijnie i bogobojnie.
Szczęśliwa matka, mająca syna Świętego na ziemi i w
Niebie. Jeżeli matka króla ziemskiego jest szczęśliwa
i sławna, o ileż więcej sławy posiada matka, której
syn w Niebie króluje? Bogobojne wychowanie dzieci jest
pierwszym obowiązkiem matki, za co ją czeka wieczna
nagroda; kiedy bowiem syn jej stanie w gronie aniołów,
usłyszy ona na Sądzie Ostatecznym owe zaszczytne
słowa: "Błogosławiona
matka, która takiego syna urodziła!"
Modlitwa
Panie i Boże najmiłościwszy, który sercami
ludzkimi władasz i światem rządzisz, daj nam, abyśmy
za przykładem świętego Klemensa statecznie w służbie
Twej wytrzymali, a potem wieczną nagrodę w Niebie
otrzymać mogli. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa,
który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki
wieków. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku - Katowice/Mikołów 1937r.
<< wywołanie
menu święci i błogosławieni
|